Kazanie Jego Eminencji Księdza Kardynała Stanisława Nagyego podczas uroczystej sumy odpustowej ku czci bł. Anieli Salawy w 125 rocznicę urodzin i z okazji 15 rocznicy beatyfikacji

(Zapis z dyktafonu - tekst nieautoryzowany, Siepraw, 9 września 2006 r.)

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Ekscelencjo, drogi mój księże biskupie Albinie.
Czcigodny księże kustoszu i wy wszyscy bracia kapłańscy.
Ukochany ludu boży, a przede wszystkim wy rodacy tej perły na obliczu Kościoła Krakowskiego.

Słuchając tego chóru (Organum), a zwłaszcza tego pięknego śpiewu i muzyki Hendla, odbieram to jako echo tamtego wielkiego dnia 13 sierpnia 1991 roku. Tego dnia, który był dniem Jej tryumfu, ale także i waszego tryumfu, boć przecież z was Sieprawianie się wzięła tam na królewskim placu Rynku krakowskiego, u stóp czcigodnego Kościoła Mariackiego.
Stąd wyszła, a tam doszła. I to jeszcze doszła na oczach stu tysięcy ludzi. Jest dziełem diecezjalnym Sługi Bożego Jana Pawła II, giganta Kościoła współczesnego, wielkiej postaci naszej polskiej ziemi, ale jak i ona perłą nad perłą z Kościoła Krakowskiego Dużą.
Takżeście licznie przybyli dzisiaj, choć to przecież dzień tygodnia zwyczajny, ale dla was niezwyczajny.
To stąd 125 lat temu wyszło to dziewczę sieprawskie, jako dziewiąte dziecko bogobojnej rodziny i towarzyszka też świętej, choć niekanizowanej swojej własnej siostry Teresy.
Tu się zaczęło wszystko. W klimacie służenia Bogu przez całą rodzinę, w Ojczenaszach, różańcach, paciorkach i śpiewanych godzinkach, w rodzinie, z której wyszła Aniela Salawa.
To tu jest pierwszy korzeń Jej pobożności. Że to właśnie stąd, od was w tej, jakby nie było - nie obraźcie się - skromnej wsi podkrakowskiej. Stąd poprzez bogaty i wielki Kraków, przez jego liczne dostojne ulice, Ona w określonym stylu przyszła i doszła pod Kościół Mariacki, żeby tam śpiewano na Jej cześć - Błogosławionej.
Doszła tam, gdzie razem z nią, chociaż dużo wcześniej doszła nie córka chłopa z polskiej wsi, ale córka królewska święta Jadwiga. Ona też nieco inną drogą, ale doszła tam, gdzie jest chwała, jest podziw, gdzie jest dziękczynienie tych, którzy pozostali patrzą na te dwie bohaterki.
Taki jest Kościół Święty! Nie liczy się to, jakie sytuacje się przeżyło, tylko liczy się jedno, że się doszło, że się doszło do tego, czego ta uroczystość sprzed 15 laty była tylko odbiciem, że się doszło do pełni zjednoczenia z Bogiem.

Bł. Aniela Salawa - jak powiedziałem - w wieku lat szesnastu wyszła dobrowolnie na służbę w krakowskich domach. Wybrała świadomie ten standard życia, upokarzający, ocierający się przecież tak często o nędzę, jak się o nędze także ona otarła.
I wiedziała, co brała. I wiedziała z całą świadomością, że nie będzie deptała po Krakowie wielkich ścieżkach, błyszczących dostojeństw, nie będzie uczęszczała na krakowskie uczelnie i nie będzie startowała do wielkości naukowych. Zostanie służącą. Człowiekiem, który przejdzie przez życie z piętnem zapracowania, z blaskiem miłości dla drugich, z wielkim wewnętrzym żarem pełnienia swych obowiązkó do końca.
Szare, biedne życie służącej, zwiedzając różne kąty Krakowa, a potem niemalże bezdomnym, a więc żyjącym życiem, więcej niż skromnym życiem człowieka.
Ale pod tą szarą powłoką życia służącej (...) często upokorzonym, z rękami spuchniętymi od wysiłku, ale przecież dobrowolnie to znoszących była i płynęła rzeka - wielka, bystra rzeka. Rzeka, która ją niosła własnie na te ołtarze. To była rzeka Jej życia wewnętrznego, Jej spotkań z Panem Bogiem.
Jako dziewica wiedziała i czuła i chciała żeby być z Bogiem i dla Boga. To była pasja Jej życia. Niewidzialna, a przecież rytalna dla najbliższego otoczenia. Popychana przez życie świeckie, a równocześnie prowadzona ręką Boga, której się uchwyciła z całą żarliwością.
Życie wewnętrzne, życie, które prowadziło do tryumfu przed Kościołem Mariackim, życie w Bogu i dla Boga. Wybrana, ale równocześnie wybierająca sama służbę Bogu bezapelacyjnie i bez reszty. To była ta wielka rzeka, która dawała oddech po pokrywką codziennej biedoty, szarugi życia. To była ta sprężyna, która ostatecznie wyrzuciła Ją na wielkim krakowskim Rynku, przy śpiewie stutysięcznego ludu, ku chwale Kościoła Krakowskiego (...).

Gaude Mater Polonia! Tym śpiewem przywitano nas, gdyśmy wchodzili do Kościoła. Tak. Ciesz się Polsko! - Nie tylko Kościuszką, nie tylko Piłsudskim, nie tylko innymi wielkościami. Ciesz się Polsko... z poczciwej dziewczyny, która wyszła z małej wsi podkrakowskiej, która się nazywa Siepraw. To ten Siepraw zapisany już teraz jest na mapie Koscioła Powszechnego, poprzez Nią, taką niezauważalną może tutaj przedtem, a przecież tak czynnie pracującą nad tym , ażeby ta miejscowość wybitna zapisała się w dziejach KOścioła.
Dlatego też mamy tytuł do świętej dumy, do świętej radości - wy zwłaszcza Sieprawianie, wy, Jej rodacy, jak powiedział przedmówca. Wy Ją czcicie i radujecie się. Wy jesteście z Niej dumni, ale to nie wszystko. Trzeba się wpatrzeć w tę filozofię wielką, którą ta mała obywatelka tej ziemi i Krakowa wypracowała. Tak. Bo nie siedziała na katedrze Jagiellonki, nie wychodziła na ambony Kościoła Mariackiego i Katedry, ale przecież była mistrzynią. Była mistrzynią w sprawach najważniejszych. Miała swoją własną szkołę. Szkołę przede wszytkim życia. Życia pokornego, życia, które na tym świecie jest zupełnie niemoralne... Życia, które nie jest łatwe do znieść. Ona tego się nauczyła i tego uczy nas także.
Szare, proste życie nasycone biedą, niekiedy walką o kawałek chleba, też może być materiałem na to, ażeby zbudować wielkość i zostać zaliczonym po tamtej stronie, gdzie jest ostateczna nagroda.
A tak nam to szare życie doskwiera. Zwłaszcza nam teraz w Polsce. Nam, którzy właściwie wszyscy skarżymy się narzekamy. Często niesłusznie - ale niekiedy słusznie - że jest ciężko, że tak się nie można niczego dorobić, że tak trzeba napracować się na to, ażeby dla siebie i bliskich ten kawałek chleba zdobyć. I ona w tym jest mistrzynią. Ona to robiła. Umiała robić. Spokojnie. Bez węwnętrzych napięć. Z całą aprobatą, że będzie żyła malutkim życiem ludzkim człowieka biednego, niekiedy nawet zaglądającego w otchłanie nędzy. W tym jest mistrzynią. Trudno się nam niekiedy pogodzić z życiem. Trzeba sobie niekrzywdować, że się ma (...), że się nie wychodzi na scenę, ale egzystuje się tą małą egzystencją człowieka uczciwego, spełniającego swoje obowiązki. Bo taka była Aniela Salawa, której święto dzisiaj świętujemy.

Ale miała ona jeszcze - była mistrzynią jeszcze innej szkoły, a mianowicie szkoły najtrudniejszej, jaką jest szkoła cierpienia. My wszyscy przez tą szkołę musimy przejść. Nie łudźmy się. Prędzej, czy później. Wtedy przypomni nam Pan Jezus o tym, o czym powiedział temu pytającemu Go młodzieńcowi. Chcesz być doskonałym? Chcesz być chrześcijaninem? Chcesz iść moją drogą? To weź krzyż na swoje barki i chodź za mną.
Krzyż. Prędzej, czy poźniej i nam na drodze stanie. I będziemy musieli iść w tej szkole, by ten krzyż unieść.
Tu prosta dziewczyna z Sieprawia, która jest mistrzynią - nie buntowała się na krzyż. Wzięła go z ochotą i z bezwględnym podporządkowaniem - co więcej - otwierała się na to, żeby dźwigać krzyż drugich, choćby ten krzyż jej własny był coraz to bardziej ciężki.
My też pamiętamy o tym, że w tej szkole krzyża, w której Bł. Salawa tak zdała egzamin, tak pokazała nam drogę, jedno jest ważne, żeby jak Ona traktować krzyż i doświadczenia życia jako dar boży i jako dar boży Bogu zwracać. Bo jak dźwigany krzyż przez Chrystusa doprowadził do Zbawienia, tak samo i nasz ludzki krzyż zjednoczony z tamtym krzyżem, będzie rodził Zbawienie. Dlatego też, jak ci bardzo ciężko, że się nogi będą gięły pod krzyżem, to pamiętaj, że masz w ręku narzędzie do tego, żeby rozdawać zbawienie dookoła, tym, którzy potrzebują pomocy i nie dają sobie rady. Ale ten dar nieś przede wszystim z sobą. Dlatego też krzyż nie może być okazją do buntu. Krzyż musi być darem przyjmowanym od dobrego Ojca, który wie co robi, zwłaszcza po krzyżu Chrystusowym, że nasz ludzki krzyż jak tamten krzyż może zamienić się na Zbawienie.

Ale wasza Bł. Aniela Salawa była mistrzynią jeszcze jednej szkoły.
W szkole wielkiej modlitwy. Najwspanialszej modlitwy.
Zaczęła od poczciwego Ojcze Nasz, słyszanego i od matki i ojca, a skończyła na mistyce, najwyższym szczeblu modlitwy zjednoczenia z Bogiem ze wszytkimi próbami jakie to życiu implikuje.
Była mistrzynią modlitwy, czego wyrazem jest choćby to, że już ciężko chora trzydzieści metrów właściwie od swojej nory, w której żyła, przebywała w ciągu pół godziny, trzymając się murów, ażeby tylko dojśc do Najświętszego Sakramentu.
Zamodliła swoje życie bez reszty i do końca. To był też jeden z elementów, który pozwolił Jej udźwigać krzyż i udźwigać na taki sposób, na który wskazał nam Chrystus. Dlatego też i my, a zwłaszcza wy rodacy Anieli Salawy, musicie sobie cenić modlitwę. Musicie być po Jej stronie ze swoim pacierzem totalnie odmawianym, a do którego się stale wraca.
Jak wzruszający jest opis tego Jej pielgrzymowania po krakowskich kościołach. A najważniejsze kościoły wtedy wszyskie odwiedzała. Od Redemptorystów poczynając, poprzez świętą Barbarę jezuicką i kościół Franciszkanów. Wydawało się, że była "babką kościelną". A tymczasem, to była święta. Pod pozorami " babki kościelnej", którą palcem pokazywali niekiedy, ale o nich świat zaginął, a Ona zapisała się złotymi zgłoskami w dziejach waszej wsi, naszego miasta i całego Kościoła.

Umiała jeszcze dzielić się tym...
Umiała je znosić cierpliwie i do końca. Dlatego też stała się z tego tytułu patronką, wspomożycielką tych, którzy nieuleczalnie są chorzy.
Wiedziała w pewnym momencie, że już nie będzie wyjścia. Dlatego tak pięknie powiedziała. Każesz mi żyć. Każesz mi umrzeć. Należę w pełni do Ciebie. 

Zostawmy ten nastrój tutaj świąteczny w kościele, ale nie bez reszty.
Zaniesmy go do naszych domów. I tak przypominajmy sobie, że jeżeli chcemy być rzeczywiście wiernymi czcicielami waszej rodaczki, współrodaczki, to musicie być uczniami w tej potrójnej szkole, której Ona była mistrzynią. W szkole skromności i ciężkiego trudu życiowego, w szkole cierpienia i w szkole modlitwy. Jeżeli będziecie umieli być wiernymi uczniami w tej szkole, to i Ona o was nie zapomni i będzie zwłaszcza w momentach najtrudniejszych, może często i w momentach nieuleczalnej choroby waszą wspomożycielką i opiekunką w niebie.

AMEN

rozne-pl-41
930465
Dzisiaj: 41
Wczoraj: 62
Ten miesiąc: 3.718